niedziela, 10 listopada 2013

6. Świat się wali.

~Dominica~

Przebudziłam się, ponieważ dopadł mnie katar. Pobiegłam szybko do łazienki po chusteczki. Automatycznie rozbolała mnie głowa, chyba dopadła mnie choroba. Po oczyszczeniu nosa wróciłam do pokoju. Położyłam się do łóżka i starałam się zasnąć.
Rano również poczułam ból głowy. Wstałam powoli i poczłapałam do kuchni. Wyjęłam z apteczki termometr i zmierzyłam temperaturę ciała. 39,4. JASNA CHOLERA! Teraz? W środku wakacji? Zrobiłam sobie herbatę, wzięłam ciastka z szafki i rozsiadłam się na kanapie z kocem i komputerem na kolanach. Zrobiło mi się zimno, więc ciepła herbatka powinna załatwić sprawę. Przesiedziałam tak z 2 godziny, nagle rozległ się mój dzwonek telefonu. Odebrałam po cichu, Maciej.
- Witam księżniczkę.
- Heeej. - odparłam zachrypniętym głosem.
- Oł, czyżby choroba wzięła za swoje?
- Niestety, no.
- Jesteś sama w domu? Czegoś potrzebujesz? Coś Ci przynieść?
- Jestem sama, mama spieprzyła. Nic nie potrzebuję, a spróbuj mi tu tylko przyjść, a..
- Cii... - rozłączył się. Za chwilę tu będzie, wiedziałam.
Jutro miałam się stawić na sparingu, bo Tarnów jedzie z Falubazem. Musiałam tam być! To przecież mój Falubaz! Całe dzieciństwo, aż serce mi mocniej bije kiedy sobie o tym przypomnę. Włączyłam sobie telewizor i kanały muzyczne. MTV Rocks  i od razu chce się tańczyć. Nagle do mieszkania wpadł nikt inny, jak Maciek. Obładowany siatkami. Wrzucił je do kuchni, a ja ruszyłam za nim. Zaczął rozładowywać wszystko i wymieniać co mi kupił.
- Masz, tu jest Febrisan, rozpuść sobie. Jutro musisz być zdrowa, ziomuś. - wywróciłam oczami i usiadłam na blacie. - Jesteś głodna? Jesteś, ty zawsze jesteś głodna. Na co masz ochotę? Spaghetti?
- Maaacieej.
- Cicho. Do łóżka, ale już! - zepchnął mnie ze stołu. Zrobiłam tak jak mi kazał, położyłam się na kanapie i oglądałam jakiś program. Po 30 minutach rozległ się cudowny zapach. Zgłodniałam.
- Prosz.. Smacznego. - uśmiechnął się podając mi talerz z moim ulubionym daniem. Usiadł obok mnie i przyglądał się mi jak jem. Nienawidziłam tego, ale jakoś wtedy mi to nie przeszkadzało.

*następnego dnia*

Wieść o mojej chorobie rozeszła się szybciutko. Sparing odwołali, bo zaczęło lać, więc nie odbyło się od odwiedzin. Zadzwonił dzwonek do drzwi, otworzyłam powoli. Kacper i Patryk caaaali mokrzy.
- Pogrzało was? W takim deszczu? Właźcie szybko.
- Też miło mi Cię widzieć. - odpowiedział Kacper.
Rozsiedliśmy się na kanapie i gadaliśmy i śmialiśmy się. Zjedliśmy resztki jedzenia, które Maciej mi przyniósł. Temat zboczył na relacje moje i Daisy. Ogólnie na Daisy.
- Hah, też lubię się z nią kłócić. - posmutniał.
- Pokłóciliście się? - poprawiłam się na krześle
- W sumie, tobie mogę powiedzieć. - spojrzał się na Dudka, a ten wzruszył ramionami.
- Poznaliśmy przypadkowo w Toruniu. Próbowałem od razu z nią nawiązać kontakt. Spodobała mi się. Potem spotkaliśmy się ponownie na stadionie. Wymieniliśmy się numerami, zaczęliśmy się spotykać. No ale dość często się kłóciliśmy. Daisy miała dość klejących się do mnie fanek, mi to nie przeszkadzało. Byłem o nią zazdrosny. W końcu nie wytrzymaliśmy ze sb i zerwaliśmy. - zacisnął usta. Widać, że jednak cierpi z tego powodu. Teraz wszystko zrozumiałam, dlaczego Czerwona ich nienawidzi. Nie zgadłabym nigdy, że byli razem. Nie wyobrażałam sb tego, a jednak. Musiałam z nią porozmawiać. Nagle ponownie zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Dzień dobry. Komendant Kaczmarek, czy zastałem tutaj panią Dominicę Sherwood?
- Tak to ja.
- Córka Jasmine Sherwood?
- Taa.
- Pani matka została aresztowana.
______________________________________________________________________________

***Daisy***


Przez Kacpra wszystkie wspomnienia wróciły. Było mi ciężko się pozbierać. W dodatku mama znowu gdzieś wyjechała w jakąś delegację. A myślałam, że jej się poradzę. Tata wypytywał o moje samopoczucie, ale nie poruszałam tego tematu. W dodatku to nie był jedyny problem. Dostałam się na uczelnię w Pradze. Tylko nie byłam pewna czy chcę iść. Miałam zostawić przyjaciół? Równie dobrze mogłabym iść na uczelnię do Rzeszowa i widywałabym ich. Nie potrafiłam sobie poradzić z moimi wątpliwościami. Zawsze uciekałam wtedy na motocykl. Miałam dostęp do toru Janka, więc przez kilka dni cały czas z niego korzystałam. Leon i Martin w piątek mnie odwiedzili. Próbowali poprawić mi humor. Szło im całkiem nieźle. 
- Popcorn się skończył. - narzekał Martin. - Idę do sklepu po więcej. Nie oglądajcie beze mnie dalej!
- Nie będziemy. - powiedział Leon.
- Na pewno?
- Na pewno. - zaśmiałam się.
Słowak w podskokach pobiegł po jedzenie. W tym samym czasie Leon zaczął mnie wypytywać o samopoczucie.
- Co się z tobą dzieje? - spytał.
- Leon, mam mętlik w głowie. - jęknęłam.
- Przez Kacpra?
- To akurat nie jest teraz takie ważne. Dostałam się na uczelnię w Pradzę.
- To gratuluję! - powiedział wesoło. - Odkąd pamiętam to zawsze chciałaś tam studiować. 
- Tylko, że teraz nie jestem tego pewna. Hovno! - przeklinam po czesku. - Mam dość. 
- Nie denerwuj się. Po prostu potrzebujesz czasu. Wszystko się ułoży, zobaczysz. - przytulił mnie Duńczyk. 
Nagle wpada Martin do domu. Cały zdyszany i zaaferowany siada koło nas na kanapie.
- Policja tu krąży. Podobno w okolicy czai się jakiś bandzior. Tyle tylko słyszałem.
- Masz nigdzie nie wychodzić po ciemku. - od razu ostrzegł mnie Leon.
- Nie planuję nawet, spokojnie. - odpowiedziałam.
***
Dni mijały. Z Domi prawie nie miałam kontaktu. Nawet nie poszłam na mecz, bo nie miałam ochoty. Któregoś dnia spotkałam załamanego Maćka, który oznajmił mi, że moja przyjaciółka musi pożegnać się z Polską. Sama mi tego nie powiedziała! Byłam na nią wściekła.
Leon zajrzał do mnie na chwilę. Kupił mi ulubioną czekoladę na poprawę humoru. 
- Dziwnie się dziś czuję. - powiedziałam, gdy wychodził.
- Czyli jak? - spytał.
- Tak... jakby miało się coś stać.
- Tylko proszę cię, nie wychodź z domu jak będzie ciemno. Nie złapali tamtego bandziora do tej pory. 
- Spokojnie, Leoś, dam sobię radę. Do zobaczenia. - cmoknęłam go w policzek na pożegnanie.
Duńczyk odchodząc odwrócił się dwa razy w moją stronę. Martwił się o mnie. Nie dość, że sam miał problemy, to jeszcze ja mu dokładałam. 
Późnym wieczorem musiałam wyjść do sklepu po doładowanie. Inaczej wyłączyliby mi numer. Wracając usłyszałam, że ktoś woła o pomoc. Zobaczyłam jak jakiś łysy typ szarpie się z kobietą. Drżącymi rękoma wykręciłam numer na policję i szybko podałam im adres. Potem sama zainterweniowałam, bo skopałby ją na śmierć. 
- Nie mieszaj się smarkulo! Jak chcesz żyć to spierdalaj stąd. - warknął.
- Puść ją, bo inaczej źle skończysz. 
Typ wyśmiał mnie i zaczął się ze mną szarpać. Potrafiłam się obronić. Jednak nie przewidziałam, że on ma też 4 kumpli, którzy chętnie przyszli mu na ratunek. Po chwili leżałam na ziemi. Potem straciłam przytomność.
***Leon***
Jej tata zadzwonił do mnie późnym wieczorem. Szybko ubrałem na siebie bluzę i poszedłem do pokoju obok po Martina. Zacząłem uderzać mocno w drzwi.
- Co chcesz? - spytał Martin otwierając drzwi.
- Diana miała wypadek. Musimy jechać do szpitala. - zacząłem pankować.
Martin szybko zareagował wciągnął buty na nogi, złapał za kluczyki i pobiegł do auta. W szpitalu byliśmy w eskpresowym tempie. Zastaliśmy tatę Daisy przy łóżku. Był cały blady i przerażony. Dziewczyna leżała podłączona do różnych urządzeń. 
- Co z nią? - spytałem tatę Diany.
- Została pobita. Jest źle. - odpowiedział łamiącym głosem.
- Pan Benes? - wpadł lekarz. - Proszę za mną. 
Nastała cisza. Słychać było tylko maszyny, które były podłączone do ciała Diany. Była cała sina, głowę miała zabandażowaną. Złapałem ją za rękę i mocno ścisnąłem. Nagle wszystkie urządzenia zaczęły wydawać przeraźliwe dźwięki. 
- Co jest? - spytał przerażony Martin.
Wpadli lekarze i pielęgniarki. Siłą wypchnęli nas z sali. Jej serce przestało bić. Widziałem na własne oczy jak ją reanimowali. Jej tata stał zapłakany. Ja oparłem się o ścianę. Moje myśli wirowały. Martin także nie wytrzymał. Opuścił oddział. Po chwili wyszedł lekarz. 
- Spokojnie, uratowaliśmy ją. - powiedział do taty Diany. - Ale musimy ją wprowadzić w śpiączkę. Zobaczymy co dalej. 
Siedziałem do rana w szpitalu. Martin przyszedł i przyniósł mi i tacie Daisy kawę.
- Panowie, musicie iść się ogarnąć. Takie bezczynne siedzenie nic nie da. Panie Benes, musi iść pan spać. A ty Leon jutro masz mecz. Ruszaj się. 
Przez całą drogę nie odzywałem się do nikogo słowem. Zadzwoniłem tylko do Domi i Vanessy z informacją o stanie Diany. 
Nie mogłem się skupić na najprostszych czynnościach. Ostatnia noc w szpitalu wstrząsnęła mną bardzo. Co dwie godziny dzwoniłem do taty Daisy z tym samym pytaniem: co z nią? 
Ale nic się nie zmieniło. A lekarze mówili: trzeba czekać.
________________________________________
Krótki rozdział, ale następny już będzie dłuższy :) Enjoy!
speedwayfanka 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz